Śląska Noc Naukowców - wyprawa po wiedzę i rozrywkę.
Już po raz drugi uczniowie naszego gimnazjum brali udział w Śląskiej Nocy Naukowców. Mnie przypadła rola „przewodnika stada” spragnionych wiedzy! W tamtym roku wybrali pielgrzymowanie po dwóch świątyniach akademickiego dumania i przemieszczanie się w obrębie dwóch miast, w tym roku natomiast miasto wybrano jedno, ale aż trzy uczelnie! Ciekawa byłam, czy do nauk płynących z przeżyć zeszłorocznych dołożą kolejne. Oczywiście, nie zawiodłam się! Nie będę ze szczegółami opisywać naszej trasy i streszczać wykładów, warsztatów i zajęć, bo byłoby to niewystarczające, a zarazem nudne dla czytelnika. Pragnę podzielić się - osobiście przeze mnie wynotowanymi - złotymi myślami, które wartkim strumieniem spływały z ust młodych nocnych naukowców. Autorów owych stwierdzeń pozostawiam anonimowymi i mam nadzieję, że będą się dobrze bawić wspominając sytuacje, w których padały poniższe „skrzydlate słowa”J.
Hitem zeszłorocznym były stwierdzenia, że można już rozmawiać z bogiem, ale tylko po angielsku, a jeżeli już chodzi się po mieście z rozłożoną mapą, to też trzeba mówić po angielsku - będzie się wtedy wyglądało na turystę, a nie na ofiarę kartografii. W ogóle języki obce nie były wtedy obce: witamina c była z pochodzenia węgierką, a niemieckie wyrazy, tworzone jak robaki, okazały się śmieszniejsze od węgierskich ‘tongue twisters’. Pytaniami bez odpowiedzi pozostały: czemu wirtualna inteligencja najczęściej jest blondynką i dlaczego, kiedy szuka się wyjścia lub schodów na Politechnice w Gliwicach, trafia się zawsze do baru…
Niech więc nikogo nie zdziwi, że z takim bagażem naukowych doświadczeń wyruszyłam i w tym roku zaopatrzona w dyżurny czerwony długopis i notatnik, by skrzętnie notować tegoroczne „objawienia”.
Przebojem w tym roku okazały się przedmioty ścisłe! Już po pierwszych godzinach okazało się, że inwencja twórcza i tym roku eksplodowała i nasi dzielni naukowcy z zapałem trwonili wirtualne setki tysięcy dolarów w trakcie gry ekonomicznej „E-music business game”. Najlepsze rekiny muzycznego rynku po przeliczeniu stanu konta stwierdziły, że zakładają firmę – stracili tylko 200 tysięcy dolarów… Zdobywcy pierwszego miejsca dodatkowo utrudnili sobie życie, wybierając opcję gry w języku angielskim! Swobodnie jednak poruszali się po terminach ekonomicznych, zabezpieczali segmenty rynku, personalizowali target, wybierali formę reklamy i podejmowali decyzje z zakresu zasobów ludzkich, technologii produkcji i marketingu. W trakcie kolejnych zajęć z dużym zaangażowaniem i okiem uzbrojonym w mikroskop z zapałem próbowano sprawdzić, czy mól się uśmiecha, czy jest przystojny i jak sprawdzić makijaż u muchy. Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością ustalono, że mole mają łuski, a piwo w proszku się nie pieni. Następne zajęcia okazały się przełomowym momentem dla niektórych uczestników – opanowali zasady regulujące psychologię przywództwa! Mnie natomiast nie pozostaje nic innego ponad stwierdzenie, że liderów nam w szkole nie brakuje! Podziwiałam wysiłki dorosłych uczestników warsztatów próbujących zapanować nad energią gimnazjalistów, podczas gdy uczniowie bez problemu rządzili dorosłymi, a gdy trzeba było - świetnie współpracowali. Hasło podsumowujące zajęcia – trudno być liderem w zróżnicowanej grupie. Mnie natomiast – i muszę to z całą odpowiedzialnością podkreślić – rozczuliło inne stwierdzenie uczestnika naukowej nocy: Proszę Pani, wracamy, już koniec przerwy! Wzruszyła się ma nauczycielska dusza, tak niespodziewanie taki sukces pedagogiczny – uczeń domaga się końca przerwy… Naszą noc zakończyliśmy wybuchowo i oparach siwego chemicznego dymu!
Pragnę tylko jako podsumowanie dodać, że kto był na Śląskiej Nocy Naukowców dwa razy, wie, że warto. Kto pojechał pierwszy raz, przekonał się, że warto. Kto nie był, niech żałuje i już teraz pomyśli nad zaplanowaniem wyprawy w przyszłym roku.
W ramach prywaty ostanie zdanie dla moich nocnych naukowców: byliście świetni, jestem z Was dumna!